Odkryłam ten sposób jakiś czas temu i od kiedy świadomie wdrażam go w życie, mam idealne dziecko! Metoda ta sprawdzi się u każdej mamy, dlatego postanowiłam podzielić się tym macierzyńskim fenomenem. Ciekawi?
W naszym społeczeństwie, matkom stawia się duże wymagania i oczekiwania. Są oceniane przez bliskich i postronnych. Zwróciliście uwagę, że gdy dojdzie do nieszczęśliwego wypadku i kilkulatek wyskoczy przez okno, zaraz dziennikarze dodają przezornie w wiadomościach, że „matka była trzeźwa„? Nigdy w ten sposób nie mówi się o ojcu… Ale to dopiero początek tej przeklętej spirali. Bo kochająca matka powinna karmić długo piersią, bo przecież to zdrowe dla dziecka. Ale nie za długo, bo potem maluch nie potrafi spać samodzielnie. Idealna rodzicielka powinna wrócić szybko do pracy, ale przecież w ten sposób przekłada swoją karierę nad dziecko i jest absolutnie wyrodna. A matka, która decyduje się na urlop wychowawczy jest przecież leniwa i nic nie robi.
Można by było, podobnych przykładów wymieniać bez końca…
Idealna matka nie pozwala sobie na dres. Ma zawsze wymuskane paznokcie i perfekcyjny makijaż. Jej dom pachnie upieczonym ciastem bez glutenu oraz płynem do mycia podłóg. Jest świetnie zorganizowana. Rozwija się zawodowo, ale jej praca jest na tyle elastyczna, że ma dużo czas dla bliskich. Do tego codziennie biega, pije zielone koktajle oraz czyta przynajmniej dziesięć mądrych książek w miesiącu.
Tak sobie właśnie wyobrażam idealną matkę. Z tym, że mam pełną świadomość, że taka osoba po prostu nie istnieje. Oraz, że większości cech ideału, wcale nie chciałabym wcielać we własne życie (ciasto bez glutenu?!). Zresztą, dążenie do perfekcyjności i idealności jest zawsze zgubne. Trzeba sobie dać prawo w życiu do popełniania błędów czy też chwil słabości. Dlatego drażni mnie to, że matki stawiane są na piedestale jako wzór, bez możliwości potknięcia. Mam wrażenie, że wiele kobiet wpada w tą pułapkę, a to może doprowadzić jedynie do frustracji. Jako mama bardzo szybko nauczyłam się, że pewne sprawy trzeba po prostu olać i podejść do wszystkiego na luzie.
Mój syn w przyszłym tygodniu skończy 19 miesięcy. To już naprawdę kawał chłopa! Mogłabym zrobić dla niego wszystko. Szaleję za nim, zachwycam się każdym jego słowem i gestem. Kocham go nad życie! Tylko, że w tej obłąkańczej miłości, nadal pamiętam o sobie. Rozwijam się, mam czas na swoje pasje. Jeśli zdarzają się te święte, choć rzadkie chwile, gdy podrzucam Bąbla do dziadków – ruszam w miasto i w dobrym towarzystwie piję nielegalnie piwo w plenerze. Nadal jestem tą samą dziewczyną sprzed kilku lat i o tym nie zapominam. Nie udaję idealnej Matki Polki. Przestałam się przejmować tym, jaka powinnam być. W ostatnim czasie wydarzyło się w moim życiu tak wiele, pięknych momentów! Poznałam fanatycznych ludzi, tworzę swoją własną pracownię, a mój blog powolutku się rozrasta i jest Was tutaj coraz więcej. Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam się tak spełniona i szczęśliwa jak w tej chwili.
I właśnie to jest to!
To jest klucz do macierzyńskiego sukcesu. Bo nie ma jednego modelu wychowywania dzieci – każdy z nas jest inny, prowadzi odmienny styl życia. Ale jeśli w tym wszystkim mama będzie pamiętać o sobie, o własnych potrzebach i pasjach, stanie się po prostu szczęśliwa. I nie ma wtedy miejsca na zmęczenie i frustrację, a pojawiają się za to niekończące się pokłady energii i radość. A przecież uśmiechnięta mama jest najlepszym przykładem dla swojej szczęśliwej pociechy. U mnie to działa!
A Wy, znacie jakieś inny sposób na bycie Matką Roku? Moim zdaniem ta zasada samolubnego myślenia o sobie, sprawdzi się u każdej kobiety, niekoniecznie matki 😊